ON AIR
od 07:00 Śniadanie Mistrzów zaprasza: Łukasz Wojtusik

"Ubierz się kolorowo". Reżyserka "Joanny" jedzie na Oscary - rozmowa Magdy Miśki-Jackowskiej

Nie byłoby tego filmu, gdyby nie determinacja i pasja autorki. O tym, jak powstawała nominowana do Oscara "Joanna", o wyjątkowej bohaterce i sztuce dokumentu, która staje się sposobem na życie z reżyser Anetą Kopacz rozmawia Magda Miśka-Jackowska.

Zastanawiała się Pani, co by powiedziała bohaterka Pani filmu na to całe oscarowe zamieszanie?

Myślę, że ona o tym wszystkim wie. Nie potrafię myśleć o niej w czasie przeszłym. Może dlatego, że ona cały czas jest w moim życiu. Najpierw była, bo robiliśmy film. Kiedy odeszła, moje myślenie o filmie zupełnie się zmieniło. Bo film musiał być inny. Potem go montowałam i widziałam ją na ekranie każdego dnia. Także każdej nocy , bo ta praca była bardzo intensywna. Od półtora roku cały czas ten film promuje, jeżdżę po świecie, pokazuję go widzom. Joanna też jest ze mną non-stop. Cały czas o niej mówię i naprawdę nie mam takiego poczucia, że odeszła. To może jest dziwne, ale tak czuję. I w ogóle myślę, że ona czuwa nad tym wszystkim i trochę się też śmieje. Kiedy kręciliśmy, powiedziała kiedyś do koleżanki: wiesz, Oscara to może z tego nie będzie, ale zaczyna mi się to podobać...

Towarzyszyła Pani Joannie w trakcie nieuleczalnej choroby, obserwowała jej świat i bliskich. Udało się Pani w ogóle zachować dystans wobec tematu swojego filmu?

To jest pierwsza bohaterka, która tak mocno mną potrząsnęła i tak mocno weszła w moje życie. Na pewno zostanie ze mną na zawsze. I tu są dwie strony: ja - filmowiec, i ja - człowiek. Jako filmowiec zdecydowanie miałam granice, których przekraczać nie chciałam. Wiedziałam, że nie zaingeruję w intymność moich bohaterów, nie zniszczę ich prywatności. Ale jako człowiek tych granic sobie nie postawiłam, weszłam w tę historię totalnie. Przeżywałam ją w trakcie realizacji, w trakcie montażu, przeżyłam śmierć Joanny. Wciąż ta historia we mnie mocno wybrzmiewa. Chociaż myślę, że prawdziwe tąpnięcie dopiero nastąpi, kiedy ten film się ode mnie odłączy.

Dokumentalistę i temat łączy bardzo silna więź. To niezwykły zawód, wymagający.

Chyba w ogóle zawodem tego nie można nazwać... To jest pewien wybór życiowy. Czy sposób na życie? To chyba dziwnie zabrzmi. Wiem jedno, to nie jest praca od 9 do 17, od poniedziałku do piątku. Z filmem jest się cały czas. Z nim się budzę, z nim zasypiam. Nie ma pory, w której telefon od kogoś byłby nieodpowiedni. 23? To też jest dobra pora, bo dobro filmu jest najważniejsze.

Co na to rodzina?

Nie bez powodu jest tak, że w znakomitej większości dokumentalistami są mężczyźni. Im jest trochę łatwiej odłączyć się, by robić film. To podążanie za bohaterem, emocjonalne związanie z nim, dbanie o film na każdym kroku... Film jest wtedy trochę jak nasze dziecko. A od dziecka nie można mieć wakacji ani chorobowego. Rodzina cierpi. Sama mam z tym duży problem. Mój film w dużej mierze zabrał mnie mojemu dziecku. Teraz lecimy do Los Angeles całą rodziną i zostajemy tam do 27 lutego. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić córkę. Po tym ciężkim czasie każdy musi mieć swoją nagrodę. My będziemy mieć galę, ona będzie mieć Disneyland.

Jakie cechy charakteru pomogły Pani w realizacji "Joanny"?

Ostatnio poprosiłam Tomka, który jest moim partnerem życiowym i współscenarzystą filmu, żeby wymienił 10 moich cech. Wszystkie były straszne. Siedzieliśmy w Nowym Jorku i jedliśmy jakieś podłe śniadanie. Przyszło mi takie pytanie do głowy. Zanim je zadałam, wydawało mi się, że jestem wrażliwa, dość uważna i potrafię dostrzec detale. I że jestem dość empatyczna więc potrafię współodczuwać drugiego człowieka.

Silna?

Nie, ja nie jestem silna. Potrafię być konsekwentna. Nie jestem konsekwentna, ale potrafię taka być, jeżeli mi na czymś bardzo zależy, ale to chyba z siłą nie ma nic wspólnego. Nie, ja jestem strasznie miękka i słaba... Jednak pewien rodzaj konsekwencji, który odzywa się we mnie, powoduje, że potrafię doprowadzać rzeczy od początku do końca na najwyższym poziomie. Trzeba być wytrwałym. Ciągły brak pieniędzy, konieczność zorganizowania wszystkich spraw, to jest frustrujące. Parę osób na moim miejscu dawno by się poddało. Ludziom się wydaje, że zrobienie 40-minutowego filmu jest proste...

Nie jest. Jak udało się Pani zaprosić do pracy tak znakomitych współpracowników? Zdjęcia zrobił Łukasz Żal, również nominowany w tym roku do Oscara za zdjęcia do "Idy". Za dźwięk odpowiedzialny był Jacek Hamela. Miała Pani w ekipie najlepszych polskich filmowców.

Sam film, to jedno. Ale nie będę skromna i powiem, że działała też moja pasja i determinacja. I konsekwencja. Kiedy opowiadałam o "Joannie", miałam w sobie tak wielkie pragnienie, by ten film powstał, że to chyba też był magnes, który innych przyciągał. Zawsze tak jest, kiedy się widzi kogoś z taką ogromną determinacją.

Muzykę napisał Jan A.P. Kaczmarek, laureat Oscara, tak świetnie znany miłośnikom muzyki filmowej i słuchaczom RMF Classic.

Wie Pani, że RMF Classic był moją największą "zmorą" podczas kręcenia filmu "Joanna"? Bo to była ulubiona stacja Joanny. Powinnam była za każdym razem, gdy realizowałam zdjęcia, prosić ją o wyłączenie radia, ale tego nie robiłam, mimo próśb dźwiękowca. Postanowiłam nie ingerować w jej życie i nie wyłączać jej RMF Classic. Nie chciałam, by zgubiła ten nastrój, który ma, skoro ona z tym radiem wstaje, robi śniadanie, gotuje obiad, spędza czas z synem.

Oba polskie dokumenty nominowane w kategorii krótkiego dokumentu mają podobne, piękne przesłanie. "Joanna" i "Nasza klątwa" skłaniają nas do tego, by chwytać dzień mimo przeciwności losu.

Myślę, że to świetnie. Także dlatego jesteśmy w tej samej konkurencji.  Nie lubię uogólnień, bo to zawsze jest krzywdzące, ale od wielu lat dostrzegam w polskim dokumencie taki styl filmowania "po bandzie". Im większa patologia, im biedniej, im boleśniej - tym bardziej filmowo. Ja mam szczerze dosyć takiego kina dokumentalnego. Nie z tego czerpie się siłę, gdy zobaczę że, ktoś ma naprawdę, naprawdę strasznie. Siłę można czerpać z tego, że komuś nie jest łatwo, ale fantastycznie sobie z tym radzi. To nie chodzi o to, by obwieszczać ludziom, że mają cieszyć się życiem, bo jest takie krótkie i kruche. Chodzi o to, by trochę przesunąć punkt ciężkości, pokazać, że można poleżeć na trawie, pójść na grzyby. I że to jest miłe.

Gala oscarowa w Los Angeles to będzie spotkanie z tłumem, gwiazdami, dziennikarzami. I konieczność dostosowania się do pewnych zasad.

Tam jest jakaś bardzo poważna etykieta. Wszystko dzieje się po kolei. Zacznie się od tego, że będą nas sprawdzać jak na lotnisku. Od razu przekornie zapytałam, czy Angelina Jolie również zostanie sprawdzona i dowiedziałam się, że tak. I już nie mam z tym problemu. (śmiech)

A gdyby Joanna mogła z Panią zamienić kilka słów przed galą?

Pewnie by mi powiedziała: ubierz się kolorowo! Zrób sobie kolorowy makijaż, ubierz kolorową sukienkę, niczym się nie przejmuj, baw się tym. Tu już nie ma przegranych, bo film osiągnął wszystko, co można było. To, że jest nominowany do Oscara, zostaje z tym filmem na zawsze. Tego nie można już przegrać.

Foto: Kadr z filmu "Joanna"

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic